poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 3 "Wiedziałam, że ten dzień kiedyś nadejdzie"

*** Oczami Laury ***
*** 22 Lipca ***

Była trzynasta. Siedziałam bezczynnie na hamaku za domem i gapiłam się w chmury. Wiele z nich układało się w jakieś dziwne kształty. Z kieszeni spodni wyciągnęłam telefon, po czym przejechałam palcem po ekranie w celu odblokowania go. Na tapecie widniały dwa leżące obok siebie psy. Uśmiechnęłam się na ten widok i kliknęłam na ikonkę wiadomości. "Spotkamy się dzisiaj o 16 w parku?" - Napisałam i wysłałam do Rydel i Mary. Po krótkiej chwili otrzymałam wiadomości zwrotne, o treści " tak". Do spotkania zostały mi trzy godziny, więc postanowiłam zacząć się pomału szykować. Wstałam, poprawiłam buty i poszłam do swojego pokoju. Gdy byłam już na miejscu otworzyłam szafę z ubraniami. Postanowiłam założyć białą bluzkę ze świecącymi dodatkami i zwykłe, czarne krótkie spodenki. Po kilku minutach byłam gotowa, więc udałam się do kuchni, w celu zrobienia herbaty. Wlałam wodę do czajnika, włączyłam go i wrzuciłam torebkę herbaty do szklanki. Po chwili woda była już zagotowana, więc zaparzyłam herbatę i wraz ze szklanką usiadłam na kanapie w salonie. Włączyłam telewizor i ze znudzeniem wpatrywałam się w ekran, co jakiś czas popijając wcześniej przygotowany napój. Czas bardzo mi się dłużył, ponieważ nie mogłam doczekać się spotkania.

*** Godzinę później ***

Usiadłam na podłodze i zastanawiałam się jakie wybrać buty. Po pięciu minutach intensywnego rozmyślania postanowiłam wziąć czarne koturny ze srebrnym paskiem owiniętym wokół kostki. Nikogo nie było, więc wzięłam klucze leżące na półce i wyszłam z domu,  zamykając za sobą drzwi na klucz. Założyłam na włosy okulary przeciwsłoneczne i ruszyłam w stronę parku. Szłam tą samą drogą co zawsze: najpierw pod małą górkę, później cały czas prosto długim, szerokim chodnikiem, prowadzącym aż do samego miejsca spotkania. Gdy byłam na miejscu, jak zwykle usiadłam na trawie i zaczęłam się rozglądać. Widziałam ten sam obraz, co przez ostatnie  miesiące. Ta monotonność coraz bardziej zaczynała mnie nudzić. Nic się tu nie zmieniało. Z ziemi wciąż wyrastały te same drzewa i kwiaty. Jedyne co się zmieniało, to pogoda. Nawet ludzie prawie cały czas przychodzili ci sami.
- Heej! - Wykrzyknęły w tym samym czasie Rydel i Mary. Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam tym samym.
- Idziemy gdzieś? - Zapytałam podnosząc się z trawy.
- Możemy iść do centrum handlowego na jakieś zakupy. Co wy na to? - Zaproponowała brunetka. Wraz z Rydel zgodziłyśmy się. Pogoda była piękna. Słońce raziło w oczy, dlatego założyłam na nos przyciemniane  okulary i cały czas rozmawiając ruszyłyśmy do centrum. Droga nie zajęła nam długo, galeria była tylko piętnaście minut stąd. Gdy doszłyśmy na miejsce ujrzałam wielki, udekorowany światełkami budynek. Muszę przyznać, że dawno tu nie byłam, ponieważ nie miałam z kim. Przeszłyśmy przez wielkie rozsuwane drzwi. Od środka wyglądało to jeszcze lepiej. Przy wejściu do każdego sklepiku wisiały kolorowe balony i świeciły jasne światełka. Całe centrum miało trzy piętra, na które prowadziły ruchome schody lub winda. Od samego sufitu prowadziła wielka fontanna umiejscowiona w samym sercu galerii. Ten widok był cudowny.
- Gdzie najpierw idziemy? - Zapytałam rozglądając się dookoła.
- Może tam? - Odpowiedziała pytaniem Mary, wskazując na duży sklep obok pizzerii. Przytaknęłam i poszłam w tamtą stronę. Dziewczyny uczyniły to samo i po chwili byłyśmy już w butiku. Na półkach stały przeróżne buty. Było lato, więc dominowały sandały i klapki. Moją uwagę przykuły śliczne, białe baleriny z ćwiekami. Muszę je mieć, pomyślałam.  Znalazłam pudełko ze swoim rozmiarem i ściągnęłam je z półki. Usiadłam na krześle i przymierzyłam buty. Pasowały idealnie, dlatego bez wahania poszłam do kasy i kupiłam je. Dalsza część popołudnia minęła podobnie. Zajrzałyśmy do prawie każdego sklepu. Gdy wychodziłyśmy było już ciemno, miałam pełne ręce przeróżnych toreb. Rozdzieliłyśmy się i każda z nas wróciła do domu. Było po dwudziestej, weszłam do domu, rzuciłam krótkie "hej" i poszłam do swojego pokoju. Położyłam torby na podłodze i weszłam na łóżko. Miękka kołdra otulała całe moje ciało. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Laura? Śpisz? - Usłyszałam głos Vanessy.
- Nie, wejdź. - Powiedziałam siadając.
- Gdzie dzisiaj byłaś? - Zapytała z zaciekawieniem w głosie.
- W centrum handlowym z przyjaciółkami. - Uśmiechnęłam się.
- Wiedziałam, że ten dzień kiedyś nadejdzie. - Powiedziała i przytuliła mnie. - Dzisiaj znalazłam to w skrzynce. - Dodała po chwili wręczając mi kopertę, a następnie wyszła. Odłożyłam list na biurko i udałam się do kuchni w celu zrobienia sobie kolacji. Wyjęłam z lodówki masło, szynkę i sałatę, a z chlebaka chleb. Zrobiłam kanapkę, którą zjadłam i poszłam do łazienki. Umyłam się, przebrałam w stary podkoszulek i wróciłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i postanowiłam otworzyć list. Na samym środku koperty widniało moje imię. Rozerwałam papier, zobaczyłam kartkę, na której napisane było tylko jedno zdanie. "Obserwuję Cię."

***
/Sisi ^^


piątek, 27 marca 2015

Rozdział 2 "Poznałaś kogoś?"

*** Oczami Laury ***
*** 21 Lipca ***

Stałam przed wielkimi wejściowymi drzwiami. Już stąd bardzo wyraźnie było słychać głośną muzykę. Zapukałam do drzwi, ale nikt mi nie otworzył. To pewnie przez tę melodię, pomyślałam. Postanowiłam więc wejść do środka. Gdy nacisnęłam na klamkę i pociągnęłam drzwi w swoją stronę ujrzałam wielki, udekorowany salon. Wszędzie wisiały balony, serpentyny i jakieś ozdóbki, a po podłodze walał się brokat. Na kilku stołach porozstawiany był alkohol i jedzenie. Nie znałam tu nikogo, jedynie rozpoznawałam  kilka osób ze szkoły. Usiadłam na wolnym krześle i stukałam butami o podłogę w rytm muzyki.
- Laura! Przyszłaś! - Wykrzyknęła Mary siadając obok mnie. - Jak się bawisz?!
- Nikogo tutaj nie znam! To chyba nie był dobry pomysł, żeby tutaj przyjść! - Odkrzyknęłam.
- Chodź ze mną! Przedstawię ci kogoś! - Jak chciała, tak zrobiłam. Wstałam z krzesła i pobiegłam za brunetką do pokoju na górze. Tutaj, muzyka była już trochę cichsza, więc można było normalnie rozmawiać. Zatrzymałyśmy się przed białymi drzwiami. Zawahałam się i trochę cofnęłam.
- Oj chodź! - Wrzasnęła Mary i pociągnęła mnie za rękę otwierając przy tym drzwi. Moim oczom ukazało się kilka osób. - To jest: Ross, Rydel, Rocky, Ratliff i Riker - Wymieniła pokazując na każdego po kolei palcem. - A to jest Laura. - Powiedziała wypychając mnie przed siebie.
- Hej... - Uśmiechnęłam się.
- Cześć! - Odpowiedzieli chórem.
- Chwila... Wy to R5?

*** Dwie godziny później ***

Przez cały czas siedzieliśmy na górze i rozmawialiśmy. Lepiej poznałam Mary, chyba nawet mogę powiedzieć, że zaprzyjaźniłyśmy się. Podobnie było z resztą. Nawiązałam z nimi naprawdę świetny kontakt. Czułam się jakbym znała ich od zawsze i mogłabym powiedzieć im dosłownie o wszystkim. Tak też zrobiłam. Opowiedziałam im o całym moim życiu. O ojcu, matce, siostrze i o tym, że nie mam żadnych znajomych. Co dziwne, wcale mnie nie wyśmiali. Wręcz przeciwnie, współczuli mi. Mary co jakiś czas wychodziła. W końcu była to jej impreza urodzinowa i musiała na niej być. Spojrzałam na zegarek, była dwudziesta trzecia. 
- Może zostaniecie na noc? - Zapytała Mary wchodząc do pokoju. Wszyscy przytaknęli, tylko ja się trochę wahałam. - No zostań... 
- No okej. - Zgodziłam się. "Nie wrócę na noc. Śpię u Mary." - Napisałam do mamy, po czym wyciszyłam telefon i schowałam go do torebki. - Wiecie co? - Zaczęłam. - Przyjście tutaj było jedną z najlepszych decyzji w moim życiu. - Powiedziałam. Wstałam z miejsca i przytuliłam wszystkich. Mieć przyjaciół... Najlepsze uczucie na świecie, pomyślałam i wróciłam na miejsce. 

*** 22 Lipca ***


Obudziłam się po dwunastej, co bardzo mnie zdziwiło. Rozejrzałam się po pokoju, nikogo w nim nie było. Wstałam z łóżka i zeszłam na dół. Zobaczyłam wszystkich siedzących przy stole i jedzących śniadanie. Uśmiechnęłam się na ten widok. 
- Smacznego. - Powiedziałam i usiadłam pomiędzy Rocky'm, a Rydel. Wzięłam z wielkiego talerza kanapkę i zaczęłam ją konsumować. 
- Jak się poznaliście z Mary? - Zapytałam przerywając ciszę. 
- To nasza kuzynka. - Odpowiedział Riker. Od tego pytania rozmowa sama zaczęła się układać. Wczoraj tylko ja opowiadałam o sobie. Za to dzisiaj poznałam ich całą historię. Okazało się, że ich rodzice nie żyją od kilku lat. Od tamtego czasu mają tylko siebie. Po zjedzonym posiłku odłożyłam swój talerz do zlewu. 
- Chyba będę się zbierać... - Zaczęłam.
- My też. - Powiedziała Rydel i wstała z krzesła. Podziękowaliśmy Mary za wspaniałą imprezę i wyszliśmy z domu. Przed furtką pożegnałam się z zespołem i poszłam w swoją stronę. Przechodziłam przez mój ukochany park. Szłam po miękkiej trawie i  podziwiałam wyrastające z ziemi kwiaty. W lato było tutaj najpiękniej. Kochałam takie widoki, wszystko kolorowe, żywe i pachnące. Przymrużyłam oczy, chłodny powiew wiatru działał kojąco na moją skórę. Nagle poczułam lekkie ukłucie w stopę. Klęknęłam na ziemi i zobaczyłam mieniący się w słońcu, mały kawałek szkła. Podniosłam go, pooglądałam z każdej strony i udałam się w stronę mojego ulubionego drzewa. Był to wielki klon na obrzeżach parku. Usiadłam pod nim i wcześniej znalezionym przedmiotem zaczęłam wyskrobywać cyfry. Była to wczorajsza data. Musiałam jakoś uwiecznić ten dzień. Pomyślałam, że to byłoby świetne rozwiązanie. Posiedziałam jeszcze chwilę opierając się o wielką roślinę. Po kilku minutach wstałam i powolnym krokiem ruszyłam w stronę domu. Tym razem, obyło się bez przeszkód.
- Wróciłam! - Wykrzyknęłam wchodząc do środka. Postawiłam przy drzwiach zdjęte wcześniej buty i poszłam do salonu przywitać się z mamą.
- Poznałaś kogoś? - Zapytała z wielką ciekawością w głosie.
- Tak. - Powiedziałam. Poczułam, że moje oczy stają się mokre, następnie po policzku spłynęła mi łza. Łza szczęścia. - To był najlepszy dzień w moim życiu, mamo. - Dodałam po chwili ocierając słony płyn.

***
Uff... Napisałam. Jak wam się podoba? Piszcie swoją opinię w komentarzu :))
A tak w ogóle... To baaardzo dziękuję za te 8 komentarzy pod poprzednim rozdziałem. To dopiero początek historii i  powiem szczerze, że nie spodziewałam się tak dużej liczby :3 Dziękuję <3
/Sisi ^^


czwartek, 26 marca 2015

Rozdział 1 "Kluczy zapomniałaś?"

*** Oczami Laury ***
*** 20 Lipca ***

Wakacje. Okres, którego najbardziej nienawidziłam. Zawsze przez te dwa wolne miesiące siedziałam w domu i czytałam jakieś książki. Przez brak znajomych innego, ciekawszego zajęcia nie miałam. Tak było i tego dnia. Siedziałam na kanapie w salonie i po raz dziesiąty czytałam "If I Stay". Za każdym razem płakałam na zakończeniu. To było silniejsze ode mnie. Nagle przewijając kartki usłyszałam dźwięk telefonu. Spojrzałam na niego i zobaczyłam, że ktoś dzwoni. Nie miałam pojęcia kto to był, bo jedyne zapisane numery jakie miałam  były mojej mamy i siostry.
- Halo? - Zapytałam niepewnie odbierając.
- Laura? - Usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.
- Ym... Tak. A kto mówi?
- Mary, chodzę z tobą do klasy. - Odpowiedziała dziewczyna.
- A taak. Coś cię stało? - Zdziwiłam się.
- Nie. Chciałam tylko zaprosić cię na moją imprezę urodzinową. Jutro o 20 u mnie w domu. Wpadniesz? - Poinformowała Mary.
- Jasne. - Powiedziałam niepewnie.
- To super. Pa! - Rzuciła i rozłączyła się. To było dziwne. Pierwszy raz w życiu ktoś mnie gdzieś zaprosił. Oczywiście nie wliczając babci, która co roku zaprasza mnie na walentynkowe obiady. Odłożyłam książkę na stół i zawołałam mojego jedynego przyjaciela - psa o imieniu Velvet, następnie założyłam buty i wyszłam na dwór. Postanowiłam pójść do parku. To właśnie tam najlepiej mi się myślało. Gdy dotarłam na miejsce spuściłam pupila ze smyczy i usiadłam pod drzewem. Nadal nie miałam pojęcia dlaczego Mary zaprosiła mnie na urodziny, przez dwa lata chodzenia ze sobą do klasy rozmawiałyśmy chyba raz. Ale to tylko dlatego, że byłyśmy razem w grupie na zajęciach muzycznych. Może w końcu kogoś poznam?  Miałam nadzieję, że mi się uda, jednak w głębi serca wątpiłam w to.
- Velvet! Idziemy! - Zawołałam do biegającego psa jednocześnie wstając z miękkiej trawy. Otrzepałam pozostałości ziemi ze spodni i ruszyłam w drogę powrotną.

*** 21 Lipca ***

Wraz ze wchodem słońca do mojego pokoju zaczęły wdzierać się pierwsze promienie słoneczne. Zaczęłam powoli otwierać oczy. Pierwsze co zrobiłam po dokładnym przebudzeniu było spojrzenie na zegarek, który wskazywał godzinę siódmą. Nigdy nie rozumiałam jak można wstawać o jedenastej lub dwunastej, przecież to środek dnia. Do wieczornej imprezy miałam jeszcze bardzo dużo czasu. Wstałam z łóżka i zeszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam mleko, następnie do małej miseczki wsypałam płatki kukurydziane, które zalałam zimnym mlekiem. Usiadłam na krześle i pomału zaczęłam jeść przygotowany posiłek. Po zjedzeniu odstawiłam miskę do zlewu i udałam się do łazienki, gdzie ubrałam się w wczoraj przygotowane ubrania i odświeżyłam się. Wszystkie te czynności zajęły mi ponad godzinę. Usiadłam na łóżku w swoim pokoju. Zaczęłam zastanawiać się co założę na imprezę. Niestety nie mogłam długo pomyśleć, ponieważ zadzwonił dzwonek do drzwi. Podniosłam się z miękkiego materaca i poszłam je otworzyć.
- A ty co? Kluczy zapomniałaś? - Zapytałam, gdy ujrzałam siostrę.
- No... Tak jakby - Opowiedziała przepychając się i próbując wejść do środka. Po chwili wpuściłam ją i z powrotem wróciłam do swojego królestwa. Nie miałam zbytnio co robić, więc położyłam się i zamknęłam oczy.

*** Leżałam na podłodze ze słuchawkami w uszach. Nie byłam u siebie w pokoju. W sumie, to nawet nie wiedziałam gdzie jestem. W tym momencie nic się dla mnie nie liczyło. Co jakiś czas przez otwarte okno wleciał jakiś zabłąkany liść. Jeden z nich spadł mi na twarz. Szybko go wzięłam i rzuciłam pod łóżko. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w słowa piosenki. Czułam się jakbym spadała w niekończącą się przepaść. Otworzyłam oczy, wokół mnie było ciemno. Jedynie co byłam wstanie zobaczyć były latające nad moją głową kruki. Wstałam i zaczęłam biec. Nagle na kogoś wpadłam. Niestety było zbyt ciemno żebym mogła zobaczyć kto to był. ***

Otworzyłam oczy i pospiesznie rozejrzałam się po pokoju. To był tylko sen, pomyślałam wciąż ciężko oddychając. Byłam spocona, włosy kleiły mi się do szyi i drżały ręce. Usiadłam i sprawdziłam która godzina. Była siedemnasta, więc zwlokłam się z łóżka i zaczęłam przygotowywać się do imprezy. Sama nie wiedziałam dlaczego tam idę. Chyba po prostu byłam ciekawa jak to będzie wyglądać. Weszłam do łazienki, rozebrałam się i wzięłam prysznic. Woda oblewała całe moje ciało, po całym przespanym dniu właśnie tego mi było trzeba. Po kilkunastu minutach kąpieli wyszłam z kabiny i założyłam lekką, zwiewną sukienkę.
- Vanessa, pomożesz mi? - Zapytałam wchodząc do salonu, w którym siedziała Nessa i oglądała SpongeBob'a.
- W czym?
- W wybraniu sukienki na imprezę...
- Oczywiście. - Odpowiedziała zaskoczona siostra.

***

- Może ta? - Zapytała Van pokazując mi pięćdziesiątą sukienkę. Tym razem była to czarna, krótka sukienka ze srebrnymi paskami pod dekoltem. 
- Tak, ta będzie idealna. - Odpowiedziałam wyrywając jej z ręki ubranie i pobiegłam do łazienki. 

****
No to pierwszy rozdział jest :3 Jak wam się podoba? Komentujcie <3
/Sisi ^^

środa, 25 marca 2015

Prolog

Nazywam się Laura. Laura Marano. Mam 19 lat i mieszkam w LA. Mam starszą o dwa lata siostrę Vanessę. Moi rodzice rozwiedli się gdy miałam 2 lata, zamieszkałam z mamą a tata wyjechał za granicę. Jak wyglądał wiem jedynie ze zdjęć, które pokazywała mi mama gdy byłam młodsza. Nigdy nie interesował się mną i siostrą. Przez siedemnaście lat nie dostałyśmy od niego ani jednej wiadomości. Może to i lepiej, przecież jest dla mnie zupełnie obcy. W szkole jestem postrzegana za "inną", nielubianą.. Ale przyzwyczaiłam się już. Od zawsze chciałam mieć prawdziwą przyjaciółkę, której mogłabym się zwierzyć ze swoich problemów. Niestety, nikogo takiego nie znalazłam. Nie wspominając już o chłopaku, o którym mogłabym tylko pomarzyć.

***
I jak? Mam nadzieję, że się podoba :) Komentujcie :3
/Sisi ^^

Witajcie!

Możliwe, że ktoś zna mnie z tego bloga: http://i-love-you-raura.blogspot.com/ , który jest już zakończony :)
Na tym blogu również będę pisała opowiadanie o R5 I Laurze Marano. Zapraszam <3
/Sisi ^^